Pięć literek
Wstałem dzisiaj rano z dziwnym przeświadczeniem, iż ktoś ma ze mną jakiś problem i się nie myliłem. Dosłownie każdy patrzył się na mnie jak na wariata. Podszedłem do Ateny zapytać skąd takie poruszenie na Olimpie, ale ta zbyła mnie parsknięciem i obróciwszy się na pięcie odeszła, widocznie popiera mojego brata… zołza. Lecz ja potężny władca, nie poddaje się. Kolejna próba. Pytam lekko chwiejącego się Dionizosa czy wie co to za ekscesy dzieją się w moim pałacu.
– Dzeus, coś ty na tym moewtterze wypisywał… – Zadowolony uwiesił się na moim ramieniu. – Ale żeby tak od razu Iris cię zablokowała, tragedia. Tak jej się pomieszało, odkąd nie komunikujemy się przez tęczę, mówię ci bracie. Trzeba wiedzieć, kiedy z tronu zejść niepokonanym, czy jak to tam leciało…
Powariowali ci bogowie, a to wszystko, odkąd te nieszczęsne wybory wygrał mój brat. Demokracja, kto o tym słyszał?! Grecy coś z tymi skorupkami wymyślali i trzeba było zdusić zarazę w zarodku, ale nie, przecież władza absolutna jest taka zła, no ja osobiście nigdy nie narzekałem. Wiem, nie, wręcz jestem przekonany, że te wybory zostały sfałszowane, Hades coś tam pozamieniał, wymienił karteczki, przekupił innych. Na pewno! Przecież Hefajstosowi wystarczy nowy młot i cieszy się jak dziecko a wtedy zrobi to co chce. Wiem, bo próbowałem.
Jeszcze ta przewrażliwiona Artemida wypomina mi, że o naturę nie dbam, ale czy to takie ważne, parę bogów ma problemy z oddychaniem, to nie moja wina, powinni więcej biegać, o kondycję zadbać. Hades niby chce to zmienić „poprawić jakoś życia” i już tylu za nim się opowiedziało, że gdyby nie ten smog to widziałabym jego złośliwy uśmiech. Jednakże moje błyskotliwe rozmyślania przerywa bełkotliwy śpiew Dionizosa:
– Wtem Mojry niteczkę wyciągają, dumnemu Dzeusowi przed nosem nią machają….
Zachciało mu się przyśpiewek, ale on zawsze był przeciwko mnie, zdrajca narodu olimpijskiego… olimpowego, nie ważne, mojego narodu. Ku nieszczęściu wielu dobrych ludzi ten naród na pół podzielony, według niesprawiedliwych praw, zdrajcy ustąpić mi nakazują, władzy pozbawiają na rzecz uzurpatora, który złote góry obiecuje. Jakby to miało znaczenie, obiecywać to może każdy, mi to szło wręcz wyśmienicie.
Wraz z nadejściem zimy, gdy Helios po raz dziewiętnasty wzniesie słońce ponad horyzont muszę opuścić Olimp, zrobię to dumnie, wiedząc, iż przegrana nie z mojej winy zaistniała. A memu bratu jedynie napomknę, iż komunikacja u niego na niskim poziomie, nie to co ja oczywiście.
Czy to takie ważne kto na Olimpie zasiada? Dzeus, Hades, Trump, Atena, Kloto, Biden, Zefir… to tylko pięć literek, szkoda tylko, że w różnych konfiguracjach, chociaż dla niektórych obywateli to pewnie tak bez różnicy.