Pieczęcie Mundusa

Insta 🐾

Raz, dwa trzy. Kropla wody. Teraz do dziesięciu, baranki liczę. Raz... Czekaj co? Wstaję przerażony, otrzepuję z siebie kilkusetletnią pajęczynę i wgapiam się w ciemność. To sen? A może koszmar. Na całą moją nieszczęsną rodzinę, co tu się u licha wyprawia?!

Rozmasowuje skronie zdrętwiałymi, zimnymi palcami, jakbym był zamknięty w lodowcu, ogromnej masie zamarzniętej wody, która miała zatrzymać czas, zło, świat, ogień... mnie. Na niedolę Świętowita, dlaczego ja? Patrzę na fałdy ziemi przede mną i zaczynam rozumieć. Przeklęte bóstwo ognia, zesłane w czeluści zimnej ziemi, zapomniane, znieważone i pogrzebane w końcu się obudziło. A tym bóstwem jestem ja. Tylko po co? Tyle razy mówiono mi, że nic nie znaczę, że ludzie mnie nie potrzebują, że moje wybory, moja moc niesie ze sobą jedynie pożogę. Cóż jednak tam stałem, obudzony, pełny sił... niekoniecznie rozbudzony jak się później okazało.

Cały tekst :) 

Ruszyłem pędem w przerażająco zimną ścianę zamarzniętej ziemi, w głowie miałem już perfekcyjny plan przysmażenia mojej rodzinki, lecz nogi uznały, że mój jakże misterny pomysł musi poczekać. Na wszystko przyjdzie czas. Nie wiem skąd wziąłem to hasło, ale pasuje. Pomimo niezaprzeczalnej bystrości umysłu... tak mówię o sobie. Muszę przyznać, iż zapomniałem wtedy, że po tak długiej drzemce warto by lekko pobudzić mięśnie. Klęczałem na lodowatym podłożu, a coraz to nowe myśli zaczęły męczyć mój umysł. Nie wiedziałem, ile czasu minęło, co mnie czeka, gdy się uwolnię, kto może być po drugiej stronie. Był mur i byłem ja, a w mojej głowie miliony głosów, których nie umiałem słuchać. Wiedziałem, dlaczego mnie wygnano, za co skazano, ale nie potrafiłem wyzbyć się myśli, że coś się zmieniło, że nie jestem tym kim byłem. Minęło tyle lat, ale czy przez sen można się zmienić? Spowodowałem tyle cierpienia mojego i ich, ale w tych moich rozważaniach przeważał jednego głos czas rozpalić ogień na nowo.

Zaciskałem skostniałe palce, coraz mocniej i mocniej, dopóki nie poczułem bólu, dopóki iskra pradawnych mocy nie przepłynęła przez me żyły, dopóki nie zbudziłem zapieczętowanej i skrzętnie ukrytej prawdy o tym świecie.

Odwieczna energia ofiarowana mi przez świat ożyła wraz ze mną, czerwono- pomarańczowy ogień pomknął po ziemi, sunął od mych palców, aż po zamrożoną ścianę. Płomień stanął przed przeszkodą, aby po chwili rozdzielić się i pochłonąć cały oddzielający, mnie od świata mur. W mgnieniu oka byłem wolny. Przynajmniej w teorii...

Popularne posty z tego bloga

Cztery żywioły